Komentarze: 0
Udało się. I tym razem dałem radę. Tak na marginesie, to chyba stanowczo za często używam terminu "damy radę", jednak dobre hasło rządący wymyślili. Wczoraj poprosiłem córkę, cztero letnią Anastazję aby opowiedziała mamie jak spędziliśmy sobotę. Śmiechu było co nie miara. Żona usłyszała, iż "byliśmy na placu Jana Pawła i tata rozmaiał z różnymi paniami, ładnymi takimi, potem pojechaliśmy na kanały i tam byli tacy ludzie w takich czapkach i palili ognisko i śpiewali, no i wylałam na tatę soczek." Z zaciekawieniem słuchałem tej historii zdając sobie sprawę jak inne potrzeganie rzeczwistości ma moja córka. Najbardziej mnie jednak interesowało jak opisze diaporamę (wszak czegoś podobnego nigdy nie widziała). "Na koniec z tatą poszliśmy na zamek, tam był taki film o księdzu i herbata, tata także rozmawiał z takimi paniami ale one były stare i taki pan jak dziadek. Film był o księdzu i ludziach na wózkach i ksiądz cały czas tak dyszał achh, achh, achh i były na zdjęciach takie dzieci, ale ja ich nie znam". Słuchałem tego z uśmiechem na twarzy, przez co Anastazja się zawstydziła nie chciała już nic mówić.
W celu wyjaśnienia: Diaporama "Kalwaria Życia" opisywała, fotografiami i ustami autora Mariana Rynkiewicza (nie księdza) jego stosunek do życia, śmierci i jestestwa przez pryzmat pielgrzymek i wizyt w domu opieki, więzieniu, szpitalu, domu samotnej matki itp.
Refleksja na dziś: to co widzę jest tylko i wyłącznie moją rzeczywistością.